Część I
Gdy miałam 22 lata, usłyszałam od bliskiej osoby z mojej rodziny, że powinnam sobie znaleźć męża, bo jestem już starą panną. Sama sobie mówiłam, że muszę schudnąć i starałam się chudnąć. Bardzo się starałam, ale waga szybowała wciąż w górę. Od tego czasu minęło już ponad ćwierć wieku. Przestałam się starać, zaczęłam chcieć. Schudłam, wyszłam za mąż (i po latach zdążyłam się rozwieść) i ograniczyłam do minimum te trzy słowa: powinnam, staram się, ale.
Słowa te występują w naszym języku, w naszych komunikatach, w wyrażaniu oczekiwań i usprawiedliwianiu.
Słowa te występują w naszym języku, w naszych komunikatach, w wyrażaniu oczekiwań i usprawiedliwianiu. Wydają się być pozytywne, a tak naprawdę nie przynoszą żadnych korzyści. Ani osobom mówiącym, ani tym, do których takie komunikaty są kierowane.
Powinność. Wg Słownika Języka Polskiego to obowiązek wynikający z pełnionej funkcji lub z nakazu moralnego, a równocześnie etymologicznie słowo to związane jest z winą. Ktoś mnie obraził i powinien mnie przeprosić. Jest mi winien przeprosiny. Czyli zrobił coś złego, nieakceptowalnego, zaciągnął jakiś dług (powinności wobec bliskich), przyjął na siebie zobowiązanie. Często o tych powinnościach, zobowiązaniach mówią rodzice dzieciom (powinieneś być grzeczny, powinnaś się dzielić zabawkami, powinnaś ustąpić…). Często sami młodzi rodzice słyszą o powinnościach od swoich rodziców Powinnaś być lepszą matką, powinnaś więcej czasu spędzać z dziećmi, nie powinnaś im na wszystko pozwalać…
Tak naprawdę oznacza to, że młoda matka nie spełnia czyichś oczekiwań, wyobrażeń (często własnej matki), nie postępuje tak, jak jest dobrze/właściwie, a to co robi, robi, źle. Oczywistym jest, że tak wyrażona „dobra rada” budzi poczucie winy (jestem złą matką), frustrację i złość. Jakże inaczej brzmiałby komunikat: Obserwuję, że często jesteś poza domem. Wiem, że każda chwila, którą spędzasz z dziećmi daje wam dużo radości i dobrych przeżyć. Dzieci chciałyby tych chwil więcej. A ty?
A powinności, które wielu ludzi sobie narzuca? Powinnam schudnąć, więcej czytać, rzucić palenie, otworzyć się na ludzi… „Powinnam” nie mówi nic o chęciach, potrzebach, pragnieniach. Wskazuje na pewien ideał, wzór, model, który osiągniemy, gdy zrobimy to, co powinniśmy. Ale czy to będzie nasze, głębokie pragnienie, oczekiwanie, czy tylko wyobrażenie, że wtedy to już na pewno wszystko będzie dobrze? Trudno się dziwić, że latami przypominamy sobie o takich powinnościach. A ideały właśnie dlatego są ideałami, że są nieosiągalne. Doświadczyłam tego na sobie.
W skrajnym przypadku powinność przybiera formę przymusu. Muszę zacząć ćwiczyć, muszę wreszcie nauczyć się oszczędzać, muszę się przełamać… I nic. Tylko wyraźniejszy grymas na twarzy, rozszerzone oczy i napięte mięśnie całego ciała. Gdy przymus, pochodzi z zewnątrz, efekty są dalej mizerne, a rośnie tylko poczucie winy. Gdy zaś przymus jest wewnętrzny, a tak naprawdę kontaktujemy się z własnymi pragnieniami, chęciami, oczekiwaniami, to będzie tak, jak w piosence Skaldów:
I od tej pory a-a-a…
Za pół kilo gruszek a-a-a…
Za dwa pomidory a-a-a…
Śpiewam, bo muszę…
I nic nas nie powstrzyma, bo to my sami będziemy beneficjentami naszych działań. Nie pamiętam kiedy z mojego życia zniknęło słowo powinnam. Nie stało się to z dnia na dzień, z godziny na godzinę, działo się powoli i trwale. Co pomogło? Przyjęłam siebie taką, jak jestem. I rozejrzałam się w sobie, czego tak naprawdę chcę.
Razem ze słowem powinnam zniknęło też staram się. Nie potrzebuję również budować zdań na zasadzie negacji; ładnie wyglądam, ale… Ale o tych dwóch słowach za tydzień.
Część II
Nie udaje mi się schudnąć, ale się staram. Nie znalazłem jeszcze pracy, ale się starałem. Staram się nie pić za dużo.
Dość często spotykałam się z tym słowem w szkole. Gdy byłam uczennicą usłyszałam: Ela się stara. Pamiętam swoja radość, gdy w dzienniku na koniec roku pojawiała się z w-f czwórka, a wcześniej groziła ocena niedostateczna (wtedy dwója). I pamiętam swój wstyd, że dostaję coś z litości. Oraz smutek, że nigdy nie osiągnę takich wyników, jak klasa. To nie było uczucie sukcesu. To nie było uczucie, że ktoś mnie docenił. Raczej smutek, że zostaję ze swoim problemem sama, a za rok znów będę grzecznie czekać, aż wuefista doceni moje „starania”. Na to, ze mam duży problem z aktywnością fizyczną i ze sobą, nikt jakoś nie wpadł.
W szkole często jesteśmy nagradzani za chęci, włożoną pracę, właśnie staranie się. I chyba szkoła ma swój największy udział w zniszczeniu tego słowa. Pojawia się ono zarówno w ustach nauczycieli, rodziców, jak i uczniów. Tak się starałem i nie wyszło. Postaraj się być grzeczny. Postaram się posprzątać. Jaś tak się starał, żeby mieć piątkę na koniec roku… Co w tym złego? To, ze deklaracja często zastępuje działanie. Nie mówimy o wynikach, choćby najmniejszych (pozbieraj klocki i włóż je do pudełka, usiądź wygodnie i posłuchaj bajki, naucz się dzisiaj pierwszej zwrotki wiersza…). Brakuje też informacji, w jaki sposób osiągnąć cel. Jakie czynności trzeba wykonać, aby posprzątać, jaka jest najlepsza metoda na pamięciowe opanowanie utworu literackiego… Dziecko, które słyszy postaraj się jest z jednej strony zadowolone, bo nikt mu nie określa wyniku, jaki ma osiągnąć, rezultatu działań (więc nikt nie będzie go mógł rozliczyć), ma tylko mobilizować chęci i wolę. Zaś z drugiej strony jest przerażone, bo często naprawdę nie wie, JAK, ma coś zrobić. Nie robi więc nic. Owo „docenienie starań”, jakże często bywa sposobem na niezajmowanie się prawdziwym problemem dziecka.
W jednej z dawnych piosenek (Czerwone Gitary) podmiot liryczny się skarży:
Tak bardzo się starałem,
a ty teraz nie chcesz mnie.
Dla ciebie tak cierpiałem,
powiedz mi, dlaczego nie chcesz mnie?
„Starałam się” jest też prośbą o pocieszenie, zrozumienie, wybaczenie. Usprawiedliwieniem nie tylko braku rezultatów, ale braku komunikacji, pytania o czyjeś potrzeby, o to, co jet ważne w relacji. Zakochany z cytowanej piosenki zamiast cierpieć, wycinać serca na ławkach i zjadać wiśnie z pestkami, osiągnąłby lepszy efekt, gdyby z ukochaną porozmawiał (przestań działać jednostajnie, porozmawiał o Einsteinie), zaprosił na spotkanie.
To samo oczekiwanie wyrażają matki wobec swoich dorosłych dzieci. Tak się starałam, tak bardzo się zmęczyłam, cały dzień gotowałam ten obiad, żeby wam smakowało, a wy…? A dorosłe dzieci wolą, aby mama nie gotowała pięciodaniowego obiadu nadwyrężając zdrowie, tylko z nimi usiadła, porozmawiała, pobyła blisko. Powinność okazywania wdzięczności, bo mama się starała, nie najlepiej buduje relację. Niektóre mamy obawiają się, że w inny sposób tej wdzięczności od dzieci nie otrzymają.
Wiemy, że starałaś się, mamo, ALE nie tego oczekujemy. Niezależnie, co sądzimy o słowie „starać się”, taka konstrukcja zdania, jak w powyższym przykładzie, nie jest żadnym pocieszeniem, zrozumieniem ani wsparciem. Ciekawie napisałeś to zadanie, ale zrobiłeś dużo błędów. Dobrze, że skończyłaś studia, ale zobacz, ile zarabia twoja siostra. Rozumiem twój ból, ale inni mają gorzej. Wielu z nas słyszy takie „pocieszenia” i „słowa otuchy”. Nieraz intencją mówiącego jest krytyka (do której nawet sam przed sobą nie chce się przyznać), nieraz brak świadomości i chęć „całościowego” spojrzenia na zagadnienie.
Część zdania, która następuje po spójniku „ale” zawsze jest deprecjonowaniem tego, co zostało powiedziane wcześniej. Jeśli więc chwalimy, to tak jak Osioł, który odwiedził siedzibę Shreka: Podoba mi się ten głaz. To naprawdę piękny głaz. Zwłaszcza, gdy naprawdę tak czujemy, a nie jedynie unikamy gniewu wielkiego ogra.
Spójnik „ale” jest tez używany, gdy ktoś chce się usprawiedliwić (Spóźniłem się, ale był korek.), zaprzeczyć (zwłaszcza dobrym radom – Poszukaj pracy w tej instytucji.
Tak, ale oni chcą kogoś młodego i z doświadczeniem – pozorna zgoda) albo podnieść wartość. Ten pies jest brzydki i nierasowy, ale kochany. Jak kochany, to nie wypominajmy mu brzydoty i nierasowości.
Na Nowy Rok i wszystkie dni życzę, aby słowa powinnam, staram się, ale używane były bardzo bardzo rozsądnie i z umiarem. I żeby nie zaśmiecały pięknej, dobrej, wartościowej komunikacji z bliskimi, światem i samym sobą.