Bez kategorii


Moje lustro chyba mnie nie lubi

O wcielaniu w życie jazzowych pomyłek.
Bez kategorii


Moje lustro chyba mnie nie lubi

O wcielaniu w życie jazzowych pomyłek.

„Moje lustro chyba mnie nie lubi, płaczę ciągle mam już tego dość!”. Tak śpiewa dziewczynka, wokalistka Arki Noego. Rozklejam się słuchając tych słów. Porusza mnie to, jak patrzę na siebie w lustrze i widzę niedociągnięcia. Boli mnie gdy patrzę na moich bliskich i stają się dla mnie lustrem, i słyszę w swoim sercu, że „moje lustro chyba mnie nie lubi”, bo mógłbym się bardziej postarać i być milszy, i więcej popracować, i więcej czasu spędzać z dziećmi, i częściej samemu gotować, i podawać śniadanie do łóżka.

Słuchałem wyśmienitego nagrania koncertu jazzowego w wykonaniu Tomasza Stańko i jego zespołu. Youtube był łaskawy pozwolić mi na 30 minut nieprzerwanego zachwytu, ale w połowie wyśmienitego występu postanowił wsadzić reklamę. Dowiedziałem się z niej, jak uzyskać idealną sylwetkę. Wiadomka, trzeba zainstalować aplikację. Z drugiej reklamy spływa na mnie olśnienie że oto stać się mogę mistrzem zen i osiągnę stan doskonałej medytacji jeśli tylko… tak, zainstaluję aplikację. Nie spróbowałem, bo nie po raz pierwszy ją widzę. Z jakiegoś powodu wie, że chcę żyć świadomie, więc algorytm wybiera ten typ idealnego życia, który uzna za stosowne mi przedstawić (a na koniec bezczelnie zapyta czy reklama trafia w mój gust…). Gdy tylko wychynąłem głowę za okno – 3 bezwietrze dni – odkryłem, że coś zaczyna drapać mnie w gardle. To niechybnie musi być smog. Szukam więc odpowiedniego oczyszczacza powietrza. Celem tegoż udaję się do znanego w świecie marketu zajmującego się sprzedażą sprzętów i dopytuję o alejkę z oczyszczaczami. Uprzejmy sprzedawca chętnie wskazuje i proponuje pomoc w doborze sprzętu. Uff, myślę, dobrze, że jest ktoś kto się zna. Proszę powiedzieć gdzie pan mieszka i czy w mieszkaniu są grzejniki czy ma pan rośliny itd. Odpowiadam skrupulatnie i dostaję polecenie: te trzy będą idealne dla pana. Tu ma pan dodatkowo jonizację, tu nawilżanie, a jeśli jest pan minimalistą, to ten tylko oczyszcza. Owszem, jestem… będzie idealny dla mnie. Przeglądając internet natrafiłem na reklamę przepisu na idealne ciasto na rodzinne spotkanie. W opisie autor stwierdza, że nawet moja babcia, mistrzyni ciast i wypieków, której ustępuje nawet Siostra Anastazja i jej 101 przepisów na sernik, nawet ona będzie pod wrażeniem tego, jak doskonałe ciasto wyszło, bo sekretem na tę doskonałość jest… darujmy sobie.

Żyjemy w trudnym świecie, ciągłych wymogów. Nawet jeśli sam sobie ich nie narzucam, to jestem nimi torpedowany. Może nie dotykają mnie tak bardzo, ale jeśli żyję z nimi wiele lat, to w końcu coś z nich będzie miało na mnie wpływ. Moje pole życia nakłania mnie, nieraz przemocowo, bym przyjął postawę zbliżoną do doskonałości. Bym włożył jeszcze trochę wysiłku i osiągnął ten idealny stan. Wtedy będę podziwiany, wtedy będę nakarmiony. Tymczasem słyszę słowa od ważnej dla mnie osoby: kiedy mam na głowie koronę, to nikt nie może się ze mną spotkać. – to zdanie zmroziło mnie. Poczułem dreszcz zimna w dłoniach i stopach, trudność z oddechem. Korona na głowie, to korona idealności. Oto na tronie zasiada król, nietykalny, którego boskość nie pozwala na spotkanie. Do takiego króla przyjść może jedynie ktoś, kto zawczasu się umówi, odczeka swoje w kolejce, w rękach trzymając naręcza kwiatów i owoców, które wręczy pachołkom. Niech wszyscy ugną się przed jego potęgą. To oczywiście tylko obraz, ale tak właśnie będę wyglądać w oczach obiecanego mi świata, gdy zrobię wszystko najlepiej jak potrafię. Zazwyczaj jest to niemożliwe (i dobrze), ale gdy tylko staje się osiągalne, wtedy nagle ze strachem spostrzegam, że wszyscy inni są niżej, że nie dopuszczam do spotkania na równi. Muszą odczekać swoje, muszą mieć w rękach dziesięcinę i ze łzami w oczach prosić o cierpliwość, o wysłuchanie i o czas, i o mądrość najwyższego. Idealność zmusza do nierówności. Spotkanie z idealnym człowiekiem zostawia posmak niedosytu – nie da się nakarmić takim kontaktem, bo zawsze z czegoś jest za mało… to pułapka. 

A gdyby tak odpuścić? Bo zastanów się sam(a) – czy jesteś na tym świecie po to, by zdobywać kolejne szczyty w samotności? Albo inne pytanie: czy spotkanie z drugim człowiekiem, w którym możesz opowiedzieć o swojej słabości, albo to on Tobie może o niej opowiedzieć – czy one nie zbliżają? Jak często słyszysz o ludziach, którzy ze szczytu swojej wielkości patrzą na świat i rozmawiają z tego szczytu z innymi? Trzeba bardzo krzyczeć, żeby być usłyszanym, kiedy siedzi się na Evereście. A każdy krzyk, nawet ten jeśli jest krzykiem szczęśliwości, może wzbudzić lawinę, która zasypie drugiego. A kto wie czy i Ciebie nie porwie.

Wracam na chwilę do jazzu, bo kryje się w nim piękny motyw. Jest taki wyśmienity (acz nieidealny) film pt. “LaLaLand”. Jest w nim wyraźnie zarysowany motyw muzyki. Dlaczego jazz jest tak niesamowity? Tak pociągający i tak spontaniczny? Bo polega na popełnianiu błędów. I ich korygowaniu. W jednej ze scen, gdy bohater LaLaLandu zabiera swoją ukochaną na koncert jazzowy, zaczyna opowiadać jej o tym, co się dzieje na scenie. Pokazuje, że trębacz dobiera dźwięki próbując dostroić się do prowadzącego pianisty. Zachwianie rytmu przez kontrabasistę wytrąca wszystkich i gra zaczyna się od początku, buduje się napięcie. Każde potknięcie jest początkiem jakiegoś tematu, wokół którego zbiera się band, ale zbierają się też słuchacze. Wygląda to tak, jakby każdy wyczekiwał na błąd, by z jednej kompozycji mogła zrodzić się kolejna. Inaczej w kółko słuchalibyśmy jednego tematu –pt. “o jaki ja jestem idealny i jak pięknie składam dźwięki”.

Po ukończeniu pisania pojawia mi się myśl: czy chciałbym w ogóle ten tekst wypuścić w świat? A może jeszcze mógłbym go poprawić? Śpiewa Arka Noego dalej:

„Taka jaka jesteś, jesteś fajna, nie musisz być idealna!”

„Taki jaki jesteś, jesteś fajny, nie musisz być idealny”

 

 

Więcej moich wpisów można znaleźć na stronie https://ztrzeciejstrony.pl/

 

fot. Elżebieta Byzdra-Rafa

Kamil Baczewski
30.10.2022

„Moje lustro chyba mnie nie lubi, płaczę ciągle mam już tego dość!”. Tak śpiewa dziewczynka, wokalistka Arki Noego. Rozklejam się słuchając tych słów. Porusza mnie to, jak patrzę na siebie w lustrze i widzę niedociągnięcia. Boli mnie gdy patrzę na moich bliskich i stają się dla mnie lustrem, i słyszę w swoim sercu, że „moje lustro chyba mnie nie lubi”, bo mógłbym się bardziej postarać i być milszy, i więcej popracować, i więcej czasu spędzać z dziećmi, i częściej samemu gotować, i podawać śniadanie do łóżka.

Słuchałem wyśmienitego nagrania koncertu jazzowego w wykonaniu Tomasza Stańko i jego zespołu. Youtube był łaskawy pozwolić mi na 30 minut nieprzerwanego zachwytu, ale w połowie wyśmienitego występu postanowił wsadzić reklamę. Dowiedziałem się z niej, jak uzyskać idealną sylwetkę. Wiadomka, trzeba zainstalować aplikację. Z drugiej reklamy spływa na mnie olśnienie że oto stać się mogę mistrzem zen i osiągnę stan doskonałej medytacji jeśli tylko… tak, zainstaluję aplikację. Nie spróbowałem, bo nie po raz pierwszy ją widzę. Z jakiegoś powodu wie, że chcę żyć świadomie, więc algorytm wybiera ten typ idealnego życia, który uzna za stosowne mi przedstawić (a na koniec bezczelnie zapyta czy reklama trafia w mój gust…). Gdy tylko wychynąłem głowę za okno – 3 bezwietrze dni – odkryłem, że coś zaczyna drapać mnie w gardle. To niechybnie musi być smog. Szukam więc odpowiedniego oczyszczacza powietrza. Celem tegoż udaję się do znanego w świecie marketu zajmującego się sprzedażą sprzętów i dopytuję o alejkę z oczyszczaczami. Uprzejmy sprzedawca chętnie wskazuje i proponuje pomoc w doborze sprzętu. Uff, myślę, dobrze, że jest ktoś kto się zna. Proszę powiedzieć gdzie pan mieszka i czy w mieszkaniu są grzejniki czy ma pan rośliny itd. Odpowiadam skrupulatnie i dostaję polecenie: te trzy będą idealne dla pana. Tu ma pan dodatkowo jonizację, tu nawilżanie, a jeśli jest pan minimalistą, to ten tylko oczyszcza. Owszem, jestem… będzie idealny dla mnie. Przeglądając internet natrafiłem na reklamę przepisu na idealne ciasto na rodzinne spotkanie. W opisie autor stwierdza, że nawet moja babcia, mistrzyni ciast i wypieków, której ustępuje nawet Siostra Anastazja i jej 101 przepisów na sernik, nawet ona będzie pod wrażeniem tego, jak doskonałe ciasto wyszło, bo sekretem na tę doskonałość jest… darujmy sobie.

Żyjemy w trudnym świecie, ciągłych wymogów. Nawet jeśli sam sobie ich nie narzucam, to jestem nimi torpedowany. Może nie dotykają mnie tak bardzo, ale jeśli żyję z nimi wiele lat, to w końcu coś z nich będzie miało na mnie wpływ. Moje pole życia nakłania mnie, nieraz przemocowo, bym przyjął postawę zbliżoną do doskonałości. Bym włożył jeszcze trochę wysiłku i osiągnął ten idealny stan. Wtedy będę podziwiany, wtedy będę nakarmiony. Tymczasem słyszę słowa od ważnej dla mnie osoby: kiedy mam na głowie koronę, to nikt nie może się ze mną spotkać. – to zdanie zmroziło mnie. Poczułem dreszcz zimna w dłoniach i stopach, trudność z oddechem. Korona na głowie, to korona idealności. Oto na tronie zasiada król, nietykalny, którego boskość nie pozwala na spotkanie. Do takiego króla przyjść może jedynie ktoś, kto zawczasu się umówi, odczeka swoje w kolejce, w rękach trzymając naręcza kwiatów i owoców, które wręczy pachołkom. Niech wszyscy ugną się przed jego potęgą. To oczywiście tylko obraz, ale tak właśnie będę wyglądać w oczach obiecanego mi świata, gdy zrobię wszystko najlepiej jak potrafię. Zazwyczaj jest to niemożliwe (i dobrze), ale gdy tylko staje się osiągalne, wtedy nagle ze strachem spostrzegam, że wszyscy inni są niżej, że nie dopuszczam do spotkania na równi. Muszą odczekać swoje, muszą mieć w rękach dziesięcinę i ze łzami w oczach prosić o cierpliwość, o wysłuchanie i o czas, i o mądrość najwyższego. Idealność zmusza do nierówności. Spotkanie z idealnym człowiekiem zostawia posmak niedosytu – nie da się nakarmić takim kontaktem, bo zawsze z czegoś jest za mało… to pułapka. 

A gdyby tak odpuścić? Bo zastanów się sam(a) – czy jesteś na tym świecie po to, by zdobywać kolejne szczyty w samotności? Albo inne pytanie: czy spotkanie z drugim człowiekiem, w którym możesz opowiedzieć o swojej słabości, albo to on Tobie może o niej opowiedzieć – czy one nie zbliżają? Jak często słyszysz o ludziach, którzy ze szczytu swojej wielkości patrzą na świat i rozmawiają z tego szczytu z innymi? Trzeba bardzo krzyczeć, żeby być usłyszanym, kiedy siedzi się na Evereście. A każdy krzyk, nawet ten jeśli jest krzykiem szczęśliwości, może wzbudzić lawinę, która zasypie drugiego. A kto wie czy i Ciebie nie porwie.

Wracam na chwilę do jazzu, bo kryje się w nim piękny motyw. Jest taki wyśmienity (acz nieidealny) film pt. “LaLaLand”. Jest w nim wyraźnie zarysowany motyw muzyki. Dlaczego jazz jest tak niesamowity? Tak pociągający i tak spontaniczny? Bo polega na popełnianiu błędów. I ich korygowaniu. W jednej ze scen, gdy bohater LaLaLandu zabiera swoją ukochaną na koncert jazzowy, zaczyna opowiadać jej o tym, co się dzieje na scenie. Pokazuje, że trębacz dobiera dźwięki próbując dostroić się do prowadzącego pianisty. Zachwianie rytmu przez kontrabasistę wytrąca wszystkich i gra zaczyna się od początku, buduje się napięcie. Każde potknięcie jest początkiem jakiegoś tematu, wokół którego zbiera się band, ale zbierają się też słuchacze. Wygląda to tak, jakby każdy wyczekiwał na błąd, by z jednej kompozycji mogła zrodzić się kolejna. Inaczej w kółko słuchalibyśmy jednego tematu –pt. “o jaki ja jestem idealny i jak pięknie składam dźwięki”.

Po ukończeniu pisania pojawia mi się myśl: czy chciałbym w ogóle ten tekst wypuścić w świat? A może jeszcze mógłbym go poprawić? Śpiewa Arka Noego dalej:

„Taka jaka jesteś, jesteś fajna, nie musisz być idealna!”

„Taki jaki jesteś, jesteś fajny, nie musisz być idealny”

 

 

Więcej moich wpisów można znaleźć na stronie https://ztrzeciejstrony.pl/

 

fot. Elżebieta Byzdra-Rafa

30.10.2022

Inne wpisy

Spora dawka wartościowej wiedzy i inspirujących treści!

Call Now Button